Jeżeli ktoś jeszcze się nie zdecydował, na co w tym roku przeznaczyć 1% podatku, to bardzo prosimy o pamięć o Lii. Tylko dzięki zebranemu procentowi Lia ma dzisiaj oba swoje wózki inwalidzkie i mogła niedawno uczestniczyć w fantastycznym superintensywnym turnusie rehabilitacyjnym, gdzie udało jej się wzmocnić mięśnie i zwalczyć skoliozę.
Poniżej jest ulotka, którą można ściągnąć na komputer (plik pdf), wydrukować i rozpowszechniać. Wiele osób nie złożyło jeszcze zeznań za zeszły rok, bardzo prosimy więc o drukowanie ulotki albo wysyłanie na maila do wszystkich znajomych. Dodatkowe informacje podaliśmy tutaj: www.lianka.pl/pomoc.
Dziękujemy gorąco!
niedziela, 27 kwietnia 2014
Zabajka
O Zabajce dawno już słyszeliśmy, że jest wspaniała, że dzieci ćwiczą, że terapeuci mają super pomysły i podejście do dzieci. Wreszcie pojechaliśmy! Ostatnie dwa tygodnie były tyleż wyczekiwane, co bardzo wyczerpujące. Na turnus w Zabajce 2 zapisaliśmy się tak jak trzeba, ponad pół roku wcześniej. Mimo wielu zawirowań udało się nam dojechać, Lia pomyślnie przeszła kwalifikacje – i zaraz następnego dnia rozpoczęła intensywny dwutygodniowy program ćwiczeń.
Dni w Zabajce zaczynały się wcześnie i nie zostawiały czasu na nudę albo choćby małe poleniuchowanie. O 7:30 było już śniadanie, a od ósmej zaczynały się ćwiczenia. Lia trochę mamrotała z początku, ale poranne zajęcia w basenie nastrajały ją pozytywnie i pracowała wytrwale.
Półgodzinne sesje ciągnęły się niemal bez przerwy do popołudnia, a często i wieczora. Najbardziej nas ucieszyło, że program zajęć był ułożony wprost idealnie do potrzeb i możliwości Lii. Po intensywnych ćwiczeniach była chwila wytchnienia na masażu albo terapii zajęciowej, a potem znowu coś bardziej wymagającego.
Tak Lia ćwiczyła na kinezyterapii:
Dni w Zabajce zaczynały się wcześnie i nie zostawiały czasu na nudę albo choćby małe poleniuchowanie. O 7:30 było już śniadanie, a od ósmej zaczynały się ćwiczenia. Lia trochę mamrotała z początku, ale poranne zajęcia w basenie nastrajały ją pozytywnie i pracowała wytrwale.
Półgodzinne sesje ciągnęły się niemal bez przerwy do popołudnia, a często i wieczora. Najbardziej nas ucieszyło, że program zajęć był ułożony wprost idealnie do potrzeb i możliwości Lii. Po intensywnych ćwiczeniach była chwila wytchnienia na masażu albo terapii zajęciowej, a potem znowu coś bardziej wymagającego.
Tak Lia ćwiczyła na kinezyterapii:
wtorek, 8 kwietnia 2014
Wiosna w powietrzu
Przyznam, że trochę zapuściliśmy ten blog – od dobrych trzech miesięcy całą energię pochłania nam rozkręcanie działalności Fundacji. Razem z Kamilą i Gosią snujemy ambitne plany. Udało się być na walnym zebraniu SMA Europe w Monachium. Piszemy wnioski o granty, listy do sponsorów, załatwiamy papierologię urzędową. Odpisujemy na wiadomości i odbieramy telefony, których jest coraz więcej, w miarę jak coraz więcej ludzi dowiaduje się o Fundacji. Pilnujemy stron internetowych i budowania nowej witryny. Staramy się zdobyć fundusze na organizację tegorocznej Konferencji. Bierzemy udział w codziennej pracy zarządu SMA Europe.
A tymczasem życie biegnie swoją drogą i trudno złapać oddech. Codziennie rano wozi się Lię do szkoły, po południu przywozi do domu. W lutym zwaliła nas z nóg potężna grypa. Dopadła tylko nas dorosłych, i to oboje w tym samym momencie. Na zmianę spaliśmy i gorączkujący i rozkaszlani próbowaliśmy zająć się dziećmi i domem. I tak trzy tygodnie. Jakimś cudem dzieci nie złapały wirusa, ale i tak mała nie była w szkole przez parę dni, bo nie było komu jej zawieźć. Dobrze, że przynajmniej duża już obsługuje się sama.
Na początku marca Lia miała kolejną konsultację neurologiczną i badanie na skali Hammersmith – tym razem znowu tylko 32 punkty, do tego niewielka skolioza, która postępuje i z którą musimy zawalczyć. Płuca na szczęście w normie. Niedobory witaminy D już są mniejsze, za to pojawiły się niedobory żelaza. Jesienią Lia ma mieć kolejną densytometrię, a wkrótce badanie kardiologiczne. Nie było zgody na zwiększenie dawki salbutamolu, mimo że Lia dostaje taką samą od trzech lat, a teraz jest dwa razy większa niż na początku – kazano nam czekać jeszcze dwa lata.
Lia ma też nowe ortezy. Ze starych wyrosła kompletnie, nawet przedłużanie ich nie miało już sensu. Teraz panie w szkole już nie mówią na nie „motylki”: Lia wybrała szmaragdowozielone z białymi kropelkami. Leżą dobrze, za to znalezienie pasujących i wygodnych butów do nich graniczy z cudem.
Na dniach przeprowadzka do innego mieszkania. Strach się bać.
Ale cieszymy się, że nadeszła już wiosna.
A tymczasem życie biegnie swoją drogą i trudno złapać oddech. Codziennie rano wozi się Lię do szkoły, po południu przywozi do domu. W lutym zwaliła nas z nóg potężna grypa. Dopadła tylko nas dorosłych, i to oboje w tym samym momencie. Na zmianę spaliśmy i gorączkujący i rozkaszlani próbowaliśmy zająć się dziećmi i domem. I tak trzy tygodnie. Jakimś cudem dzieci nie złapały wirusa, ale i tak mała nie była w szkole przez parę dni, bo nie było komu jej zawieźć. Dobrze, że przynajmniej duża już obsługuje się sama.
Na początku marca Lia miała kolejną konsultację neurologiczną i badanie na skali Hammersmith – tym razem znowu tylko 32 punkty, do tego niewielka skolioza, która postępuje i z którą musimy zawalczyć. Płuca na szczęście w normie. Niedobory witaminy D już są mniejsze, za to pojawiły się niedobory żelaza. Jesienią Lia ma mieć kolejną densytometrię, a wkrótce badanie kardiologiczne. Nie było zgody na zwiększenie dawki salbutamolu, mimo że Lia dostaje taką samą od trzech lat, a teraz jest dwa razy większa niż na początku – kazano nam czekać jeszcze dwa lata.
Lia ma też nowe ortezy. Ze starych wyrosła kompletnie, nawet przedłużanie ich nie miało już sensu. Teraz panie w szkole już nie mówią na nie „motylki”: Lia wybrała szmaragdowozielone z białymi kropelkami. Leżą dobrze, za to znalezienie pasujących i wygodnych butów do nich graniczy z cudem.
Na dniach przeprowadzka do innego mieszkania. Strach się bać.
Ale cieszymy się, że nadeszła już wiosna.
czwartek, 13 lutego 2014
Hydroterapia
Tuż po świątecznym chorowaniu dostaliśmy długo wyczekiwaną super wiadomość – Lia została zaproszona do udziału w sześciu sesjach hydroterapii. Trochę z obawą w sercach, bo przecież dopiero co przestała kaszleć, więcej jednak z nadzieją zdecydowaliśmy, że Lia weźmie udział w zajęciach na basenie.
Trochę było pod górkę, bo jedyny termin wypadał w czasie lekcji, ale szkoła bez problemu zgodziła się usprawiedliwić nieobecność i zaczęliśmy pływanie.
Lia wzuła czepek, gogle i okolicznościowy kostium „w syrenkę”. Ja też, tylko bez syrenki i bez gogli. Woda super cieplutka, jak w wielkiej wannie. Światło przydymione, pewnie żeby dzieci nie stresować. Ciocia Fizjo zagaduje coś do Lii, a Lia nura pod wodę. Wypłynęła. Ciocia próbuje znowu zagadać, Lia znowu nura... Ok, trzeba ustalić jasne zasady. Pouczyłam dziecię, że jak słuchać nie będzie to nici z basenu. A basen to największa radość, więc groźba działa, dziecię słucha, trochę.
Ćwiczymy, Lia co rusz to znika pod wodą. Pływać nie umie, ale nurkuje jak mały pingwin. Na kolejnych zajęciach idzie już lepiej, uczymy się nowych ćwiczeń, pingwin zaakceptował zasady, a ja przysypiam w ciepłej wodzie.
Trochę było pod górkę, bo jedyny termin wypadał w czasie lekcji, ale szkoła bez problemu zgodziła się usprawiedliwić nieobecność i zaczęliśmy pływanie.
Lia wzuła czepek, gogle i okolicznościowy kostium „w syrenkę”. Ja też, tylko bez syrenki i bez gogli. Woda super cieplutka, jak w wielkiej wannie. Światło przydymione, pewnie żeby dzieci nie stresować. Ciocia Fizjo zagaduje coś do Lii, a Lia nura pod wodę. Wypłynęła. Ciocia próbuje znowu zagadać, Lia znowu nura... Ok, trzeba ustalić jasne zasady. Pouczyłam dziecię, że jak słuchać nie będzie to nici z basenu. A basen to największa radość, więc groźba działa, dziecię słucha, trochę.
Ćwiczymy, Lia co rusz to znika pod wodą. Pływać nie umie, ale nurkuje jak mały pingwin. Na kolejnych zajęciach idzie już lepiej, uczymy się nowych ćwiczeń, pingwin zaakceptował zasady, a ja przysypiam w ciepłej wodzie.
środa, 22 stycznia 2014
Bez fajerwerków
Święta miały być zdrowe i wesołe. Wesołe owszem były i Święta i dzieci, ale zdrowe to już zupełnie nie. Jaśmina jak zwykle kichnęła dwa razy, zarzuciła włosami i wirusa przegnała, ale Lia rozłożyła się konkretnie, zaczynając gorączką od samej Wigilii i kaszląc nieustannie aż do Nowego Roku.
Więc świętowaliśmy cichutko i jakby na pół gwizdka. Nie składaliśmy wizyt, nawet nie wytykaliśmy nosa za bardzo. Mikołaj też przemknął tak cichutko, że zobaczyliśmy tylko górę prezentów pod choinką i marchewki ponadgryzane przez renifery :)
Więc świętowaliśmy cichutko i jakby na pół gwizdka. Nie składaliśmy wizyt, nawet nie wytykaliśmy nosa za bardzo. Mikołaj też przemknął tak cichutko, że zobaczyliśmy tylko górę prezentów pod choinką i marchewki ponadgryzane przez renifery :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)