poniedziałek, 9 lipca 2012

Konferencja

W sobotę wybraliśmy się na doroczną konferencję Jennifer Trust for Spinal Muscular Atrophy. Niejako tradycyjnie już, konferencja odbywała się w Warwick, nieopodal Leamington, uważanego za geograficzny środek Anglii. Odmiennie jednak niż w latach ubiegłych, w tym roku wydarzenie trwało tylko jeden dzień. Za to bardzo intensywny.

Pojechaliśmy wszyscy, bo dzieciom zapewniano całodzienną opiekę: Lia na swoim Wizzybugu, Jaśmina zaopatrzona w zapas książek. Przyjechało kilkadziesiąt rodzin, wiele z nich razem z dziećmi z SMA; zauważyliśmy też doktorantów, fizjoterapeutów, przedstawicieli innych stowarzyszeń pacjentów – w sumie dobrze ponad 100 osób.

* * *

Z czterech dostępnych warsztatów wybraliśmy sobie dwa – jak łatwo zgadnąć, koncentrujące się na leczeniu rdzeniowego zaniku mięśni. Prowadzili je szefowie trzech brytyjskich zespołów badawczych:
  • Prof. Francesco Muntoni, dyrektor ośrodka badawczego schorzeń nerwowo-mięśniowych w Great Ormond Street Hospital, opracowujący m.in. terapię z użyciem oligonukleotydów antysensownych drugiej generacji w SMA i dystrofii mięśniowej,
  • Prof. Mimoun Azzouz, szef zespołu pracującego nad terapią genową w SMA na uniwersytecie w Sheffield,
  • Prof. Kevin Talbot, kierownik instytutu badającego mechanizmy molekularne chorób nerwowo-mięśniowych na uniwersytecie oksfordzkim.
Jeśli chodzi o poszukiwania leku na SMA – co nie ukrywamy interesowało nas najbardziej – oto co dowiedzieliśmy się z warsztatów i rozmów:

W zasadzie nadal uznaje się, że za nasze paskudztwo odpowiada niski poziom proteiny SMN w komórkach nerwowych (normalnie kodowanej przez geny SMN1 i SMN2, a u chorych tylko przez gen SMN2), co w nie do końca poznany sposób powoduje uszkodzenie łączności między neuronami ruchowymi a mięśniami (prawdopodobnie na tzw. płytkach nerwowo-mięśniowych). Chociaż na objawy u poszczególnych pacjentów mogą mieć wpływ ewentualne mutacje w innych genach, to przyjmuje się, że do zahamowania procesu chorobowego wystarczy przywrócić normalny poziom proteiny SMN.

Badacze przedstawili cztery podejścia terapeutyczne:
  1. Olesoxime: od roku specyfik ten przechodzi próby kliniczne w siedmiu krajach europejskich (Belgii, Francji, Holandii, Niemczech, Polsce, Wielkiej Brytanii i Włoszech). Jest substancją chroniącą neurony i nie leczy przyczyn SMA, mówi się jednak o spowolnieniu, a może i zatrzymaniu postępu choroby. Dwuletnia próba kliniczna, prowadzona od zeszłego roku w Great Ormond Street Hospital i dwu innych placówkach w Wielkiej Brytanii, przebiega bez większych problemów, lek jest dobrze tolerowany i zachowuje oczekiwane stężenie w osoczu krwi. Jednak nikt – a próbowaliśmy podpytać wiele osób – nie chciał w żaden sposób choćby zasugerować, czy olesoxime wykazuje jakiekolwiek działania terapeutyczne. Próba jest ślepa, formalny przegląd ma się odbyć najwcześniej jesienią – i dopiero wtedy wszystko się okaże.
  2. Terapia z użyciem komórek macierzystych: sama koncepcja jest podobno bardzo interesująca, ponieważ komórki macierzyste są w stanie różnicować się w dowolny typ komórek organizmu – na przykład stworzyć w pełni funkcjonalne neurony. Teoretycznie taka terapia jako jedyna mogłaby odwrócić uszkodzenia spowodowane przez SMA. Jednakże do przezwyciężenia pozostaje wiele problemów, w tym właściwe „programowanie” komórek macierzystych (tak aby przekształciły się w odpowiedni typ neuronów) oraz zmuszenie tych nowo tworzonych neuronów do wykształcenia potrzebnych połączeń nerwowych od rdzenia kręgowego aż do mięśnia. Do niedawna nad terapią SMA z użyciem komórek macierzystych pracowała amerykańska firma California Stem Cell, jednakże z powodu podobnych problemów w zeszłym roku zawiesiła program badawczy. Ramy czasowe osiągnięcia większego postępu w tej metodzie – nie tylko w SMA – prof. Talbot zakreśla na jakieś 10–15 lat.
    Jeśli chodzi o reklamowane w internecie zastrzyki z komórek macierzystych „leczące każdą chorobę”, to ich skuteczność jest ponoć ogromnie wątpliwa.
  3. Terapia genowa: polega na dostarczeniu do komórek nerwowych specjalnych fragmentów kodu genetycznego (smRNA) umożliwiających kodowanie białka SMN. Jako nośników do dostarczenia tych fragmentów używa się specjalnych wirusów, wstrzykiwanych bezpośrednio do płynu mózgowo-rdzeniowego (aby ominąć barierę krew-mózg). Plusem jest to, że efekt terapeutyczny osiąga się już po jednokrotnym podaniu, z minusów natomiast wymienia się przede wszystkim ryzyko trudnej do przewidzenia aktywności wirusa (np. objawiającej się uszkodzeniem innych genów) oraz wystąpienia reakcji obronnej organizmu. Nad terapiami genowymi w SMA pracują obecnie trzy zespoły: zespół prof. prof. Briana Kaspara na uniwersytecie w Ohio (USA), zespół prof. Martine Barkats z paryskiego Instytutu Miologii (tu wirusy podaje się dożylnie) i właśnie zespół prof. Mimouna Azzouza z Sheffield. Specyfik prof. Azzouza uzyskał już status „leku na chorobę rzadką” w UE i jeśli wszystko będzie nadal szło zgodnie z planem, pod koniec 2013 r. będzie gotowa dokumentacja potrzebna do wystąpienia o zgodę na rozpoczęcie prób klinicznych (choć pozostanie jeszcze kwestia pozyskania finansowania, gdyż obecnie dostępne wystarczy tylko na najbliższych kilkanaście miesięcy – rozpoczęto więc rozmowy z koncernami farmaceutycznymi). Zespoły z USA i Francji również planują próby kliniczne swoich produktów na 2015–2016 r.
    Z ciekawostek, naukowcy pytali, jak pacjenci ustosunkowaliby się do opcji umieszczenia specjalnego układu (czipa) pod oponą mózgową celem przeprowadzania terapii genowej. Niestety, ktoś z obecnych nie dosłyszał pytania i zmienił temat dyskusji. A Wy co o tym myślicie?
  4. Oligonukleotydy antysensowne: substancje modyfikujące proces kodowania na genie SMN2, dzięki czemu może powstawać normalna ilość proteiny SMN. Do plusów zalicza się bardzo specyficzne działanie – bez ryzyka wystąpienia działań niepożądanych. Jednakże, podobnie jak w terapii genowej, oligonukleotydy podawane są dordzeniowo, do tego podanie należy powtarzać co kilka miesięcy. W Stanach Zjednoczonych obecnie dobiega końca próba toksykologiczna takich oligonukleotydów (firmy ISIS Pharmaceuticals), na ten tydzień planowana jest konferencja podsumowująca. Prof. Muntoni natomiast pracuje nad oligonukleotydami drugiej generacji, które dało by się podawać na przykład doustnie.
Można było wyczuć leciutką irytację naukowców pracujących nad dwiema ostatnimi terapiami, że nawet przy najmniejszej modyfikacji składników organy nadzoru, powołując się na względy bezpieczeństwa, wymagają powtarzania całego procesu badawczego praktycznie od początku, co niewspółmiernie opóźnia opracowanie leku.

Prof. Muntoni zwrócił też uwagę, że kwoty przeznaczane na badania nad SMA są bardzo skąpe – w dużej mierze z powodu bierności społeczności SMA, która niewystarczająco nagłaśnia fakt istnienia takiej choroby i nie lobbuje za funduszami na badania tak, jak to robią grupy pacjentów z innymi schorzeniami.

Mimo to prof. Talbot był przekonany, że w ciągu najbliższych 10 lat będzie dostępna terapia zatrzymująca postęp choroby lub zapobiegająca pojawieniu się objawów.

* * *

Warsztaty na temat przygotowań do prób klinicznych oraz kwestii etycznych zdecydowaliśmy się sobie odpuścić. Jak się potem dowiedzieliśmy, na pierwszym wyjaśniano, jaką rolę w projektowaniu prób klinicznych nowych leków odgrywają rejestry pacjentów z SMA, i usilnie namawiano do dopisywania się do tych międzynarodowych baz danych – obecnie w nich zawarta łączna liczba 2 000 nazwisk pacjentów jest bowiem absolutnie niewystarczająca.

Warsztat o etyce natomiast dał okazję do ponoć bardzo burzliwej dyskusji dotyczącej badań prenatalnych oraz przesiewowych na SMA i na nosicielstwo.

W czasie konferencji nie wspomniano o zaawansowanych pracach prowadzonych przez amerykańską firmę Repligen, która przecież kilka miesięcy temu ogłosiła pozytywne zakończenie próby toksykologicznej nowego leku na SMA. Po raz kolejny również nie udało się nam nic dowiedzieć na temat programu tetracyklin, rozwijanego przez amerykańską firmę Paratek i podobno mającą ciekawe rezultaty. Winny ma być Paratek, że nic nie publikuje. W sali natomiast wisiał ogromny plakat o salbutamolu przygotowany przez szpital na Great Ormond Street; jeśli uda się nam go zdobyć, koniecznie go tutaj zamieścimy – z własnym komentarzem.

Do domu dotarliśmy, walcząc z ulewnym deszczem, dopiero późnym wieczorem, przejęci i zmęczeni. Pół niedzieli odsypialiśmy – i dlatego ten wpis pokazuje się dopiero dzisiaj.

Podsumowując, mimo że nie powiedziano nic przełomowego, konferencja rzuciła dużo światła na postęp prac badawczych; pozwoliła nam wyjaśnić sobie parę niejasności co do mechanizmów SMA; i pokazała problemy, z jakimi zmagają się badacze, pozwalając nam jednocześnie nawiązać z nimi kontakt. Przede wszystkim zaś uświadomiła nam, że przez najbliższych kilka lat najlepszym lekarstwem dla Lii pozostanie fizjoterapia.

No i mieliśmy fajny wypad z dziećmi za miasto :)